sobota, 12 maja 2012

Majówka


To był jeden z tych pierwszych, upalnych dni w tym roku. Lepsza pogoda na majówkę nie mogła się przytrafić. Miałem dwa wyjścia: albo spędzić dzień na leniuchowaniu albo zrobić coś kreatywnego. Poszedłem do garażu i zobaczyłem mojego starego towarzysza wypraw - wysłużony rower z popsutymi przerzutkami, scentrowanym tylnym kołem, siodełkiem o wiele za niskim i bez możliwości regulacji i popękaną przednią oponą. Zmieniłem przednie koło, zdzwoniłem się z kolegą z Żar i doszliśmy do wniosku, że jedziemy. Celem była przygraniczna miejscowość Przewóz, w której to mieliśmy się spotkać i zaplanować ewentualną dalszą podróż. Wyruszyłem drogami Ruszowa w kierunku Gozdnicy by na końcu mojej miejscowości skręcić na zachód, w drogę żwirową prowadzącą do leśnej osady Polana. Mimo złego stanu sprzętu na jakim przyszło mi podróżować, jechało się całkiem szybko i przyjemnie. W Polanie skręciłem na północ, w kierunku Gozdnicy, by tuż przed nią odbić znów w kierunku zachodnim i prostą drogą dojechać do miejscowości Lipna. Jadąc najpierw jej obrzeżami, w których królował krajobraz łąkowy z pojedynczymi drzewami, wyjechałem obok ruin jakiegoś starego pałacyku a później na północ tuż obok kościoła by lasami udać się w kierunku Przewozu. 
Tutaj natrafiłem na bardzo złą, piaszczystą drogę, a biorąc pod uwagę fakt, że mój rower przerzutek nie posiadał, kilka razy musiałem z niego schodzić i go prowadzić. Po wyjeździe z lasu, droga asfaltowa prowadziła ciągle w dół więc przyjemnie było sobie jechać "na luzie" i podziwiać okoliczne widoki:) W Przewozie, tuż przy dawnym przejściu granicznym, chwilę poczekałem na starego, dobrego znajomego. Gdy już się zjawił ustaliliśmy, że jedziemy za Nysę by zobaczyć skupisko stawów, które na mapie prezentowało się całkiem okazale. W linii prostej było to jakieś, maksymalnie, 9 km. Niestety, drogi prostej, prowadzącej w tym kierunku nie znaleźliśmy i tak oto, całkiem przypadkowo, wjechaliśmy na niemiecki poligon!:D
Wszędzie dookoła piach, wydmy porośnięte jakimiś krzewami, pojedyncze sosny i ćwiczeniowe makiety budynków. Na pewno nie powinno nas być w tym miejscu. Jednak nie było innego wyjścia - trzeba było jechać środkiem tej "pustyni" w kierunku zachodnim, po jedynej dobrej, szutrowej drodze i wypatrywać szlaku na południe. 
Kilometry mijały a dobrej drogi widać nie było, tylko piaszczyste, zjeżdżone przez czołgi i inny ciężki sprzęt trasy. W końcu zatrzymaliśmy się na odpoczynek w miejscu, w którym składowane były stare, rdzewiejące pojazdy bojowe. Widok całkiem sympatyczny i wzbudzający podziw. Znaleźliśmy nawet stary, poradziecki czołg, który przypominał "Rudego" z popularnego, polskiego serialu. Najprawdopodobniej to ten sam model. Po "strzeleniu" kilku fotek i krótkim posiłku ruszyliśmy dalej na zachód. Gdzieś w oddali, po prawej stronie widzieliśmy jakieś wieże wartownicze więc powoli zaczęły się domysły, że zaraz nas namierzą i zgarnie nas jakiś wojskowy patrol. Tymczasem kolejne "drogi" na południe okazywały dalszymi rzekami piasku. W końcu jednak skręciliśmy w jedną z nich gdyż wydawała się lepsza od pozostałych. Miłe złego początki, po kilkuset metrach trzeba było zejść z rowerów i je prowadzić. Z radością powitaliśmy skraj lasu do którego w końcu dotarliśmy. Można było normalnie jechać i korzystać z lekkiego chłodu jaki dawały cienie drzew. Droga była kręta ale prowadziła stopniowo na południe i co najważniejsze praktycznie cały czas z lekkiej górki. Wcześniejsze obawy dotyczące napotkania jakiegoś patrolu powróciły wraz z nadjeżdżającym z naprzeciwka, czerwonym autem terenowym. Jednak panowie nim jadący jakoś nie kwapili się do tego aby nas zatrzymać a jedynie popatrzyli na nas dając do zrozumienia "wiemy, że tu jesteście". Gdy w powietrzu wyczuwalna była wilgoć wiadomym było, że cel naszej podróży - stawy - jest już blisko. Nie minęło kilka chwil a byliśmy na miejscu. Wiele regularnych zbiorników wodnych w jednym miejscu, cisza i spokój, a po drugiej stronie drogi, która wiodła prosto na wschód wzdłuż nich, las i tabliczki ostrzegające i informujące o bliskości "strefy militarnej":D 

Ciekawa odmiana, z pustynnego krajobrazu poligonu wjechać w wilgotną krainę stawów i rozlewisk. Przy jednym z nich zatrzymaliśmy się by dać odpocząć trochę zmęczonym nogom. Woda była trochę zimna ale za to idealnie ukoiła ból w łydkach. 
Uwagę na pewno przykuł widok wysepki porośniętej drzewami. Całokształt sprawiał wrażenie żaglowca, ale może po prostu byłem już tak bardzo zmęczony i mi się przywidziało:) Nie mniej jednak trzeba było ją uwiecznić na fotografii. Powoli zbliżał się wieczór a do domu było jeszcze bardzo daleko tym bardziej, że trzeba było wzdłuż granicy wracać na północ do Przewozu i jedynego przejścia granicznego w okolicy. Po kilku kilometrach jazdy na wschód, dotarliśmy do małej, malowniczej, przygranicznej miejscowości Steinbach. Ścieżka rowerowa zaprowadziła nas do samej Nysy. Po drugiej stronie ojczyzna a tutaj trzeba się jeszcze 
wlec kilka kilometrów na północ. Żal i tęsknotę za krajem:D na pewno osłodziły nam widoki. Wąska ścieżka asfaltowa tuż przy Nysie, wijąca się wśród drzew, łąk i pól prowadziła nas niemalże cały czas z górki także można było odpocząć. Bardzo malownicza okolica doprowadziła nas w końcu z powrotem do Przewozu. Tutaj zamiast rozjechać się każdy w swoją stronę, obraliśmy wspólny, leśny szlak prowadzący na wschód. Po kilku kilometrach żałowałem, że dałem się namówić gdyż stan drogi był tragiczny, dziury, korzenie i piach. Może nic wielkiego ale biorąc pod uwagę narastające 
zmęczenie i stan techniczny mojego roweru, w którym tylne koło scentrowało się już do takiego stopnia, że obcierało o hamulec to było to bardzo uciążliwe. Po jakimś czasie ruszyłem już samotnie na południe w kierunku Gozdnicy. Minąwszy tą miejscowość wjechałem na "piękną" asfaltową drogę prowadzącą do domu. Nie ma chyba człowieka w okolicy, który choć raz nie zaklął na stan techniczny tej nawierzchni. Jednak to trzeba poczuć na własnej skórze i zobaczyć jak to wygląda w rzeczywistości. Gdy robiło się już szaro wróciłem do domu, wyczerpany ale zadowolony. Była to ostatnia wyprawa mojego starego, wysłużonego kompana. I tak jestem pełen podziwu, że wytrzymał trasę o długości blisko 85 km bez żadnego defektu.






2 komentarze:

  1. świetna trasa:) następnym razem jadę z wami :) hehe

    OdpowiedzUsuń
  2. następnym razem chcę wybrać się tutaj:
    http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://mw2.google.com/mw-panoramio/photos/medium/11021092.jpg&imgrefurl=http://www.panoramio.com/photo/11021092&h=364&w=500&sz=22&tbnid=9AVXRmrG1x0fmM:&tbnh=90&tbnw=124&zoom=1&docid=Ye4frS1oG3NJWM&hl=pl&sa=X&ei=KluuT6uJD4zBswb3utiuBA&ved=0CIEBEPUBMAM&dur=50
    :)

    OdpowiedzUsuń